Jak dobrze wiecie w czwartek 30 listopada w niektórych kręgach obchodzone były hucznie Andrzejki. Na tę okazję postanowiłem, że zaproszę do siebie jakiegoś Andrzeja. Ponieważ nie mam wśród znajomych kolegów o takim imieniu pomyślałem, że może warto poszukać Andrzeja w internecie na gadu – gadu. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Wpisałem tam imię Andrzej, zrobiłem widełki wiekowe 30 – 70 lat i zacząłem szukać na chybił – trafił. Przystąpiłem do pisania już na kilka dni przed tym świętem żeby mieć pewność, że znajdę przyjaciela o takim imieniu. Pierwszych kilka prób okazało się nieudanych, panowie nie odpisywali w ogóle lub odpisywali wulgarnie np. spier***aj k***a. Chyba za piątym razem udało się, odpisał do mnie Andrzej Hilary Wahadełko z miejscowości Bożenkowo koło Bydgoszczy. Po dłuższej konwersacji z nim na gadu – gadu okazało się, że ma 67 lat i jest emerytowanym pracownikiem byłych zakładów przemysłu cukierniczego „Jutrzenka” w Bydgoszczy. Bardzo chętnie zgodził się na moje zaproszenie spędzenia Andrzejek w Kołobrzegu. Ustaliliśmy, że on zabierze ze sobą świece i jakieś płyny rozweselające natomiast ja zajmę się ogólnie pojętą gastronomią. On stwierdził, że przyjedzie w czwartek po południu pociągiem i tak właśnie zrobił. Trasa z Bydgoszczy którą przebył była z przesiadką w Pile i trwała około 5 godzin. Ponieważ podróż była dość długa i męcząca tak jak przypuszczałem Andrzej przyjechał do mnie już dość solidnie podchmielony. Okazał się bardzo kulturalnym człowiekiem z dużym poczuciem humoru. Od razu poszliśmy na piwko do pobliskiego baru gdzie mogliśmy się bliżej poznać. Tam dostrzegłem u niego pewną niepokojącą przypadłość. Jego stan uzębienia był jakby to powiedzieć w połowie pełny, a te zęby które posiadał pozostawiały wiele do życzenia. Po kilku piwkach w barze poszliśmy do mnie na uroczystą kolację. Pomyślałem, że zrobię coś dobrego, takiego żeby Andrzej nie musiał zbytnio gryźć i nadwyrężać reszty szczęki. Upiekłem więc paluszki rybne tak żeby rozpływały się w ustach, do tego zrobiłem puree ziemniaczane ze smalcem i surówkę. Muszę przyznać że kolacja smakowała i jemu i mnie, szczególnie gdy w kieliszkach było coś mocniejszego. Później zrobiłem kawę a na deser budyń śmietankowy dlatego, żeby można było połykać bez gryzienia. W międzyczasie mieliśmy lać wosk lecz niestety Andrzej zapomniał świec z domu. Ja też nie miałem świec więc stwierdziliśmy, że możemy lać ołów. Miałem dosyć sporo ołowianych ciężarków na ryby które przetopiliśmy lutownicą i laliśmy przez klucz. Zrobiło się bardzo sympatycznie. Z wróżb wynikało, że jakaś bardzo fajna przygoda czeka na mnie w przyszłym roku. U Andrzeja te wróżby wyglądały troszkę mniej kolorowo. Wychodziły takie figurki, które nie przypominały niczego dobrego. On wziął sobie te wróżenie bardzo do serca więc zatapiał smutki w butelce. Tak miło i beztrosko spędzałem czas z Andrzejem, że nawet nie zauważyłem, że trochę się zasiedział u mnie. Wyjechał w zeszłą środę więc był u mnie prawie tydzień a ja w pracy musiałem zabrać urlop na żądanie. Tak prawdę mówiąc powiedziałem mu kulturalnie do widzenia, bo musiałem wracać do pracy choć nie chciałem. Jednak takie chwile pozostają niezapomniane no i jestem z Andrzejem w kontakcie. Okazał się być prawdziwym przyjacielem z którym być może będę spędzał kolejne Andrzejki, tym razem na wyjeździe.
Agent_Centrali_Rybnej
Kołobrzeg
Katılım:
Kiedy rybkę sobie zjecie, wnet się lepiej poczujecie!