Mausee

 
Katılım: 02.10.2018
Przyjaciół wcale nie poznaje się w biedzie. Przyjaciół poznaje się po tym, jak znoszą twoje szczęście.
Sonraki seviye: 
Points needed: 59

W nocy, gdy gwiazdy spadają...

Ostatnio zaspałam. Nie zdarzyło mi się to od niepamiętnych czasów. Poprzedni dzień był taki piękny, słonko świeciło, drzewa szumiały , uginając się dostojnie pod naporem wiatru . Wraz z nastaniem nocy, podmuchy ustały, zabierając ze sobą niespokojnie przemykające obłoczki.

Pogasły wszystkie światła, niebo było piękne i czyste. Wystawiłam leżak na trawę i patrzyłam w gwiazdy,  z kruchutką nadzieją, że może jedna z nich postanowi mnie uszczęśliwić i spadnie, spełniając tym samym któreś z moich najskrytszych marzeń.  No choćby takie malutkie, żeby następny dzień był miły i wolny od problemów.

Patrzyłam długo,  leniwie sącząc kieliszek leciutko schłodzonego merlocika, ale wszystkie tkwiły uparcie na swoich miejscach. Żadna nawet nie drgnęła, mimo mojego uporu i prób czarowania losu. Zapatrzona, nawet nie zauważyłam, kiedy minęła północ. Nastał nowy dzień i z wielką niechęcią stwierdziłam, że chyba jednak czas udać się na spoczynek. W tym całym rozmarzeniu i rozleniwieniu, nie podłączyłam oczywiście komórki do ładowania i stało się…

Kilka godzin później rozkosznie przeciągnęłam się i zamarłam, kiedy dotarło do mnie, że wskazówki zegara zbliżają się nieubłaganie do godziny ósmej. Nie tak miał wyglądać mój pierwszy dzień po świątecznym urlopie. Jak w ukropie wyskoczyłam z łóżka, wskoczyłam pod prysznic i ubrałam się, w biegu popijając kawę.

Pół godziny później wbiegłam zdyszana do pracy i już na progu przywitało mnie… radosne szczekanie.  Dzieci w pracy. A tak, przez święta zapomniałam jak ostatnio wygląda nasza rzeczywistość. Strajk. Podzielone zdania. Tematy, na które lepiej nie rozmawiać, bo może się to skończyć tylko kłótnią, a po co – skoro może być  miło?

Większość z nas ma jakieś zdanie na temat sytuacji politycznej w kraju – jedni wyrobili ją sobie przez obserwację i analizę, pozostali, nie wnikając za bardzo w podstawy ekonomiczne czy mechanizmy społeczne, powtarzają tylko to, co im przekazują inni, tzw. autorytety. Nie do końca może rozumiejąc co się dzieje, nie wnikając za bardzo w problem, przyjmując jednak pewne fakty jako prawdy objawione.

Ale przecież każdy musi mieć własne zdanie, prawda?

Obserwuję ludzi, którzy z zacietrzewieniem bronią swoich stanowisk, prowadząc wielogodzinne dysputy nad tym, jak to powinno być. Czy mają strajkować, czy nie. Komu dać podwyżki. Lekarzom?  Bo przecież nas leczą. Nauczycielom? To oczywiste, bo to przecież przyszłość naszych dzieci.  Służby mundurowe też są potrzebne, bronią nas i dbają o porządek i także ich pensje finansowane są z budżetu państwa – za chwilę okaże się, że kiedy podwyższymy zarobki jednym – przez porównanie i oni zaczną czuć się pokrzywdzeni. Na pewno wróci też temat górników – tyle lat byli u podstaw budowania „potęgi” gospodarczej naszego kraju, w pocie czoła wyrabiając normę. Gospodarka całych regionów została podporządkowana wydobyciu, przetwórstwie, przez co teraz, kiedy pewne struktury upadają, ludzie nie bardzo wiedza jak dalej żyć. I jeszcze rolnicy – no bo dlaczego nie? Przecież im też jest coraz ciężej, zwłaszcza tym małorolnym, którzy ledwie wiążą koniec z końcem i nie byli na tyle cwani, żeby obsiewać pola tym, co akurat unia wskaże, dając dopłaty.  

I na pewno jest jeszcze wielu innych, o których w tej chwili zapomniałam, a którzy też czują się pokrzywdzeni i sfrustrowani brakiem środków na godne życie.

Wszyscy zaczną krzyczeć daj, kolejne grupy przyjdą pod sejm skandując swoje hasła. Jednym uda się wynegocjować więcej, inni dostaną nędzne ochłapy, ale przecież cudów nie ma, z pustego w próżne się nie naleje.

A kiedy uspokoją się szturmy grup społecznych i zawodowych, zacznie się walka o wydatki celowe, o kwestie moralne i religijne.

Oczywiście mądrzy politycy będą siedzieli i debatowali, spędzą wiele godzin produkując nowe ustawy, wydając rozporządzenia, mniej lub bardziej psując to, co już istnieje, czasami coś może naprawiając. W większości jednak mieląc słowa, które niczego nie wnoszą, powtarzając w lekko zmodyfikowanej formie to, co powiedziane już było wielokrotnie kilka kadencji wcześniej, przez mniej znaczące, a przez to nie brane pod uwagę osoby.

Opozycja (w znaczeniu ogólnym, nie mam na myśli tylko obecnej kadencji) oczywiście będzie ich opluwać i krytykować całokształt ich działań, bo nawet jak by udało się zrobić coś konstruktywnego,  to przecież nie przystoi skomplementowanie dobrych dla kraju decyzji przeciwnika – wszak po trupach, trzeba dojść do celu. A celem nie jest bynajmniej naprawa czegokolwiek – celem samym w sobie, w większości przypadków, jest WŁADZA. I nie twierdzę, że nie ma idealistów, którzy naprawdę chcieliby coś zmienić. Są – po początkowych próbach (nawet jeśli uda im się zapalić do swoich pomysłów wyborców, którzy oddadzą im swoje głosy i wydelegują do sejmu), siadają cichutko w kąciku, zakrzyczani i zmyci przez główne nurty.

I nikt nie myśli o tym, że trzeba zacząć od podstaw, że budując ciągle na zaszłościach, na krzywych podstawach, nie stworzymy prężnie działającego mechanizmu państwowego. A to właśnie na tym powinniśmy się skupić.

Zamiast się kłócić, powinniśmy dostrzec, że w miejsce silnego organizmu, rośnie nam potwór na chudych nóżkach – nasz kraj, Polska. Potwór, który co i raz odgryza sobie palec, a czasem i całą rękę,  żeby którąś z grup nakarmić, sam będąc coraz bardziej zagłodzonym, rzucając się łapczywie na ochłapy, które rzuca mu któryś z dalszych lub bliższych sąsiadów.

Zamiast się kłócić, powinniśmy współpracować. Ale… to tylko moje takie blogowe niewiele wnoszące bla, bla, bla… Nie mam zamiaru z nikim się kłócić. Zamiast tego, tak jak większość z nas, ludzi mających własne zdanie, na temat tego jak w naszym kraju być powinno, nie zrobię NIC. 

Chociaż... Dzisiaj też wyciągnę leżak i popatrzę w gwiazdy. Może któraś jednak się skusi...?