Takie tam z Elbląga
KC Jaszczurka
Kholera – upływ żółci
Kiedyś rozmawiałem z moim dziadkiem o epidemiach wspomniał mi o hiszpance oraz o znacznie groźniejszych wg niego epidemiach cholery z XIX wieku. Podobno na cholerę w każdej rodzinie na wsi ktoś umarł ( a to z kolei przekazał mu jego ojciec, a mój pradziadek )
Jak to na Śląsku wtedy było doczytałem resztę i przytoczyłem kilka szczegółów, a to celem uzmysłowienia niektórym osobnikom , którym tu cyt „ rząd założył kagańce nam twarz „ „reżym kara nas mandatami „ „ograniczenia wolności nie można iść do kina , parku – konstytucja ” itd.
Cholera ma Śląsku to tak co dekadę była nowa fala, nowa epidemia .
W 1831 roku 2058 zgonów ( okres Powstania Listopadowego )
W latach 1848–1856 ok 8000 zgonów
w latach 1866-1867 ok 6000 zgonów
w latach 1872–1874 ok 2500 zgonów
w 1894 roku 195 zgonów
Oto jakie mieli wtedy zalecenia -obostrzenia
Izolacja w domu
W razie zachorowania, dom, w którym przebywa chory, należało odosobnić przez odgrodzenie linią oznaczającą granice zamknięcia. Do przestrzegania zamknięcia służyło wojsko, a dowodzący oficer miał wchodzić w skład komitetu. Z zamkniętego domu nie wolno było wynosić
żadnych rzeczy; psy i koty stamtąd musiały zostać uśmiercone, a ptactwu przeznaczonemu
do spożycia należało poprzycinać pióra. Lekarz miał zdecydować, czy warunki
lokalowe pozwalały, aby chory mógł pozostać w domu, jeśli tego pragnął, czy należało
umieścić go w szpitalu; w pierwszym przypadku mógł wybrać sobie lekarza, ale lekarz
komitetowy miał sprawować nad leczeniem nadzór. Żywność i lekarstwa do zamkniętych domów dostarczali wyznaczeni słudzy uliczni. Musieli się przy tym wystrzegać bezpośredniego kontaktu, a pieniądze stanowiąc zapłatę miały być czyszczone w occie. Jeśli cholera wybuchła w sąsiadujących
domach, należało wtedy zamknąć tę część miejscowości, przy dalszym zaś szerzeniu
się choroby – całą miejscowość, i otoczyć kordonem wojska; poszczególne straże miały
być ustawione w niedużej odległości w celu łatwiejszego kontaktowania się i sprawowania
kontroli nad komunikacją pomiędzy miejscami odosobnionymi a zdrową okolicą. Jeśli mieszkańcy domu byli ubodzy, to artykuły pierwszej potrzeby dostarczano im na koszt gminy.
Szpital
Szpital musiał być ściśle zamknięty od chwili przyjęcia pierwszego chorego. Podobnie opuszczony przez chorego dom musiał być zamknięty i dezynfekowany. W razie konieczności osoby udające się do chorego miałby nie być na czco i winne były wcześniej wypić kawę, herbatę, wino, wódkę albo zażyć pewne medykamenty, takie jak specjalny napój sporządzony z piołonu, skórek pomarańczy, ziela angielskiego,
imbiru i goździków. Produkty te należało pokruszyć i wymieszać, a następnie sporządzić
nalewkę na „gorzałce kminkowej”. Oczywistą rzeczą jest, że środek ten nie mógł chronić
przed zarażeniem. Lekarzom i pielęgniarzom udającym się do chorych zalecano zakładanie
białych, płóciennych fartuchów, które należało często prać. Po każdych odwiedzinach
należało dokładnie się umyć. Pomieszczenia, w których leżeli chorzy, polecano często wietrzyć,
a wszelkie brudne rzeczy pozostawione przez chorych należało spalić lub dokładnie
zdezynfekować. Jako pewnego rodzaju ciekawostkę można podać zalecenie palenia tytoniu,
który miał chronić przed zakażaniem.
Zakupy
Przy linii kordonu wojskowego musiały zostać urządzone tzw. tamownie (Rastell) do handlu
i przekazywania żywności bez wzajemnego stykania się ze sobą. Tamownią był drewniany
barak złożony z trzech komór, z których jedna była dla mieszkańców od strony zdrowej
okolicy, druga dla mieszkańców miejsca odosobnienia, środkowa zaś była przeznaczona
dla urzędników kwarantannowych, sprawujących nadzór nad obrotami handlowymi.
W każdej tamowni miał przebywać dozorca i kilku służących do czyszczenia. Pieniądze
miały być przez nich obmywane w occie, a potem na metalowych łyżkach podawane
sprzedającym.
Poczta
Ponadto tamownie powinny były posiadać specjalny aparat do kadzenia,
w którym wszystkie listy z odosobnionych miejsc (podobnie też papierowe pieniądze do
płacenia) niemogące być gromadzone w urzędach pocztowych należało wykadzać siarką,
saletrą z otrębami oraz oparami octu. Listy miały być wcześniej podziurawione kilkudziesięcioma
otworkami specjalnymi widełkami z 6 szpiczastymi ząbkami i umieszczone
następnie za pomocą szczypiec w przygotowanej do tego skrzyni kadzielniczej. Po ok. 20
minutach dezynfekcji wyjęte listy były opatrywane stemplem zdrowia o treści „Sanitaets
Stempel” Personel zakładów kwarantannowych miał
się składać z oficera, lekarza, wyznaczonego urzędnika policyjnego lub celnego oraz osób
pomocniczych do dezynfekcji.
Szkoły , teatry , wesela
Należało też zamknąć miejsca publiczne, tj. szkoły, teatry,
domy gościnne, w celu zapobieżenia zgromadzeniu się ludności. Miał być sprawowany
nadzór nad sprzedażą artykułów żywnościowych, dozór nad chorymi w domu i szpitalu.
Po wyzdrowieniu pacjenta obowiązywała 20-dniowa kwarantanna (kąpiele i nakadzania
parami kwasu azotowego). Domy należało wykadzać kwasem azotowym i gazem chlorowym.
Przedmioty domowe po ich wyniesieniu na zewnątrz miały być czyszczone ługiem
lub roztworem wapna chlorowanego lub też kadzone gazem chlorowym. Podłogi i ściany
w opróżnionym domu należało czyścić tym samym, co przedmioty domowe, i przez 14
dni wietrzyć. Po ustaniu choroby podobnie miano postępować ze szpitalami i zakładami
kwarantannami.…..
Cmentarze , dezynfekcja
Dla zmarłych na cholerę należało założyć osobny cmentarz, w ustronnym miejscu,
i ściśle go odgraniczyć ogrodzeniem. Zmarli mieli być wciągani tępymi, żelaznymi hakami
do trumien, albo od razu do dołów wykopanych na głębokość co najmniej 1 sążnia,
i przysypywani niegaszonym wapnem. Zniesienie zamknięcia poszczególnych miejsc
i obwodów, przywrócenie normalnej komunikacji z okolicami, w których cholera wcześniej
panowała, mogło nastąpić tylko przez zarządzenie władz rejencji na wniosek lekarzy
komitetowych, jednak nie mogło to zostać uczynione przed 40. dniem od ostatniego wystąpienia
przypadku choroby.....
Zwłoki zmarłych na cholerę, z wyjątkiem twarzy, miały być owinięte w duże prześcieradło, umoczone w mocnym roztworze wapna chlorowanego. Mieszkania musiały być
gruntownie dezynfekowane zarówno wtedy, gdy chorzy się w nich znajdowali, jak i wtedy
gdy je opuścili. W pokojach, w których leżeli chorzy na cholerę, było szczególnie zalecane
codzienne kadzenie kwasem azotowym. Można było też w pokojach na wykonaną z drewnianych
listew ramę o długości 6 stóp i szerokości 3 stóp, narzucić płótno i przy użyciu
pędzla szczecinowego namoczyć je mocnym roztworem wapna chlorowanego. Miało to
powodować słabe i powolne kadzenie nieuciążliwe dla płuc. Kadzenie miało być stosowa
ne przez 2 godziny. Pożądane było takie kadzenie od czasu do czasu urządzać w pozostałych
nieoddzielonych pomieszczeniach domu, w którym znajdowali się chorzy na cholerę.
Przez chorych wydalone materie musiałby być niezwłocznie usunięte, a naczynia, które je
zawierały, wypłukane mocnym roztworem wapna chlorowanego. W postępowaniu wobec
mieszkań, które chorzy opuścili, należało je ze znajdującymi się w nich meblami i innymi
przedmiotami, przy zamkniętych drzwiach i oknach mocno wykadzać gazem chlorowym.
Po zakończeniu kadzenia pokój należało kilka godzin wietrzyć ....
Przemieszczanie się
Każdego podróżującego
obywatela pruskiego, który został zatrzymany bez wszystkich wymaganych legitymacji,
należało traktować jako podejrzanego i jako potencjalnego nosiciela zarazka, i dopiero
po przebytej kwarantannie ze ścisłym oznaczeniem trasy podróży, odesłać do jego miejsca
zamieszkania. Zaostrzono też przepisy kwarantannowe. Żadne atesty zdrowia dla podróżnych
i towarów wystawione w Rosji, Królestwie Polskim i Galicji nie mogły zostać
uznane za „niewątpliwe” i nie mogły zwalniać od odbycia 20-dniowej kwarantanny …...
Kary
W celu należytego przestrzegania zarządzeń o zwalczaniu choroby wydano edykt, w którym przewidywano jak najsurowsze kary, łącznie z karą śmierci,
dla potajemnie próbujących przedrzeć się na teren Prus lub dostać się tam bez ważnego
zaświadczenia. Osoby, które chciałyby się przedostać, a nie zatrzymały się na zawołanie
straży i patroli granicznych albo nie chciały się wycofać, mogły zostać przez pograniczników
zastrzelone. Surowe kary groziły za samowolne opuszczenie stacji kwarantannowej,
a także za przyjmowanie na przechowanie przez mieszkańców Prus osób i towarów potajemnie
sprowadzonych oraz za pomoc w przedostaniu się ich w głąb kraju. Uczulono też
gospodarzy domów gościnnych i karczmarzy, aby nie przyjmowali w swoich zajazdach
osób nieposiadających świadectw zdrowia. Kary więzienia, a nawet śmierci, miały dotyczyć
osób, które utrzymywały kontakt z ludźmi z okolic opanowanych przez cholerę. Podobnie
zamierzano traktować złodziei kradnących przedmioty ze szpitali i pomieszczeń
kwarantannowych. Do odpowiedzialności karnej miano pociągać osoby, które wiedząc
o przypadku zachorowania, nie powiadomiły władz, ewentualnie zmarłego potajemnie
pochowały. Lekarze, niewypełniający należycie swoich obowiązków, mieli tracić uprawnienia
lekarskie w państwie. Z największą surowością należało postępować z wojskami
i strażami przygranicznymi, które nie wykonywały właściwie swych powinności, pomagały
we wprowadzaniu podejrzanych osób i towarów na teren Prus albo przymykały oko
na ten proceder. Podobnie miano postępować wobec urzędników i członków zakładów
kwarantannowych. Kara śmierci miała bezwzględnie dotyczyć tych osób, które przez swe
świadome bądź niedbałe postępowanie, zawarte w tym zarządzeniu, przyczyniły się do
wtargnięcia cholery do kraju, bądź jej rozszerzania się.
Ciekawostką jest część aktów prawnych wydawał nadprezydent prowincji śląskiej von Merckel :)
Skorzystano z publikacji
Marek Paweł Czapliński
Epidemie cholery
w rejencji opolskiej
w latach 1831–1894
Rybnik 2012
646 metrów
Zaprojektował go inż. Jan Polak z Biura Projektowego Mostostal M-1 w Zabrzu
Budową obiektu kierował mgr inż. Andrzej Szepczyński z Mostostalu M-4 w Zabrzu.
Dwa nadajniki o mocy 1000 kW każdy dawały sygnał na falach długich o kierunkowej charakterystyce dawały sumaryczną moc 3000 kW ( cały maszt był anteną ). Sygnał POLSKICH programów radiowych dochodził do Kazachstanu , całego Bliskiego Wschodu a nawet do USA. Jedną z ciekawych innowacji było to, że stopnie mocy torów w.cz. pracowały na lampach wapotronowych chłodzonych poprzez odparowanie wody w układzie zamkniętym. Ciepło uzyskiwane z chłodzenia wykorzystywano do ogrzewania pomieszczeń radiostacji.
Niestety podczas prac wymiany lin w 1991 roku doszło do katastrofy budowlanej i maszt się zawalił. Nadzorujący prace konserwacyjne dostał 2,5 roku więzienia za zaniedbania. Gdyby stał maszt do dzisiaj byłby 2 co do wysokości budowlą stworzoną przez człowieka na ziemi.
Pisząc nasuwają mi się 2 pytania;
1. Jak oni to budowali ? Czy mieli jeszcze większe dźwigi ?
2. Czy obecnie w Polsce istnieją projektanci i wykonawcy , którzy byliby w stanie coś takiego wybudować ?
Jak przetrwać na dyżurze ?
Wyobraźcie sobie Krzysia. Krzysio jest młodym chirurgiem w szpitalu powiatowym. Cieszy się ze swojej pracy choć częste dyżury dają mu w kość.
Krzysio zawsze chciał pomagać ludziom. Był bystry, uczył się nieźle więc nauczyciele i rodzice mądrze wykorzystali jego potencjał. Krzysio poszedł na studia medyczne. Uczył się średnio. Czasem poszedł na imprezę, czasem dostał 5 a czasem musiał zdawać poprawkę. Był dumny, kiedy po 6 latach dostał w końcu dyplom z tytułem "lekarz". Na staż poszedł do szpitala powiatowego w swoim mieście. Wiedział, że bardzo brakuje tam lekarzy. Chciał pomóc społeczności z której się wywodził. Wiecie, jak to w małym mieście, każdy każdego znał.
Na stażu bardzo spodobała mu się chirurgia, nawiązał dobre relacje z ordynatorem - starym doktorem co to operować zaczynał w czasach w których "operacja się udawała a pacjent umierał". Bywało, że znieczulał sobie do zabiegów sam kapiąc eterem na maskę Schimmelbusha. Stary fachura, który nie lubił tracić czasu na zbędne gadki. Ot ciach skalpelem i choroba załatwiona.
Krzysio zdał LEK i niedługo potem został jedynym rezydentem w swoim rejonowym szpitalu. Wiecie jak jest. Młodych nie ma a średnia wieku lekarzy dobija do 60 lat.
Krzysio stara się bardzo, pilnie uczy się od starszych kolegów, asystuje do operacji. Niedawno usunął swój pierwszy wyrostek. Był na dwóch konferencjach i szkoleniu z leczenia ran przewlekłych za pomocą opatrunków podciśnieniowych. Jest z siebie dumny! Wreszcie pomaga ludziom!
Nie ma zbyt wiele czasu na oglądanie telewizji i czytanie internetowych forów. Jednak pewnego razu jego uwagę przykuwa nagłówek: "Śmierć w szpitalu. Lekarze odesłali pacjenta do domu". Czyta artykuł ze zdumieniem. TO PRZECIEŻ MÓJ SZPITAL! W skrócie: starsza kobieta z rozsianym rakiem trzustki została wypisana do domu. Tam po tygodniu zmarła. Rodzina ma pretensje, że w szpitalu pojawiły się odleżyny a lekarze nie zastosowali żywienia dożylnego. Powiadomiła prokuratora, dochodzenie, afera.
"Przecież to ta chora co rodzina prawie ją zagłodziła w domu, byłem z szefem u niej na konsultacji żeby opracować odleżyny." - myśli sobie. "Te odleżyny na pewno nie powstały w szpitalu." - wygniły krater odsłaniający kość krzyżową sprawił, że prawie wtedy zwymiotował.
Wzrok Krzysia pada na komentarze umieszczone pod artykułem:
- je**** konowały, do więzienia z nimi
- zaorać tą umieralnię
- łapówki by tylko brali a chorych ludzi olewają
- jak spotkam tych doktorków to im te durne łby skopię
- dobra dawajcie jutro protest pod szpitalem, porysujemy im te drogie auta co je z łapówek kupili, dawać!
- moją mamę też wykończyli w tym szpitalu
- wiem gdzie ten konował mieszka co ją wypisał! niech uważa na okna!
Jest zdumiony i zły, smutek miesza się w jego głowie z poczuciem ogromnej niesprawiedliwości. "Przecież tak wszyscy dbali o tę pacjentkę. Załatwili jej hospicjum domowe, specjalne opatrunki ze srebrem od przedstawiciela handlowego, wreszcie przestała narzekać na ból, odleżyna się ładnie goiła. Jak oni mogą nas tak mieszać z błotem?!".
Nazajutrz na odprawie dostał kolejnego pacjenta. Przyjęty na dyżurze 60-letni chory, otyłość, nikotynizm, ZZA, cukrzyca, miażdżyca, owrzodzenia żylne podudzi - przyjęty w trybie ostrodyżurowym celem amputacji LKD na wysokości kolana.
"Hmmm przecież na kursie mówili, że takie owrzodzenia można skutecznie leczyć. Potrzebne są specjalne opatrunki, dużo czasu i cierpliwości."
Poszedł więc do szefa: "Doktorze, musimy temu Kowalskiemu z piątki od razu ucinać nogę? Może dałoby się do poleczyć VAC-iem?"
"Zwariowałeś młody? Przecież to będą ze dwa miesiące pieprzenia się a i tak nie masz gwarancji, że uratujesz nogę. Będzie nam zajmował łóżko. NFZ nigdy nie zwróci za takie leczenie. Szpital już ma długi a dyrektor ciśnie nas na oszczędności! Ciachnie się nogę i za dwa dni pójdzie do domu."
"Wysłał mnie szef na ten kurs, chciałbym spróbować, może się uda."
"To nie jest dobry pomysł, ale dobrze. Masz czas do jutra. Interniści spróbują mu wyrównać cukrzycę a Ty się dobrze zastanów. Ja Ci mówię, że to nie ma sensu. Narobisz się a ten pijak nawet Ci nie podziękuje. Jutro po odprawie daj znać jaka jest Twoja decyzja."
"Jasne. Dzięki szefie."
Na obchodzie uciął sobie krótką pogawędkę z nowym chorym. Rubaszny "szlachcic z wąsem" najpierw nazwał go praktykantem a potem tytułował "panie lekarzu" - kto tak mówi?!
Krzysio wrócił tego dnia do domu rozmyślając o swoim pacjencie. Pamiętał go - to był woźny z jego szkoły. Nieraz ganiał ich jak chodzili palić fajki za salę gimnastyczną. Teraz nawet go nie poznał. Miał naprawdę ładną córkę. W szkole wszyscy się za nią oglądali na korytarzu.
Odpalił laptopa. "Ciekawe czym się zajmuje. Taka ładna dziewczyna. Pewnie ma męża i dzieci".
Znalazł jej profil na FB. Nadal mieszka w jego mieście. O udostępniła artykuł o tej pani z odleżynami. ******** lekarze! Życzę wam żebyście sami zdychali w tych waszych szpitalikach!". Zamknął kartę. "A taka ładna dziewczyna była..."
Wszedł na serwis informacyjny: "Znowu protest rezydentów!". W komentarzach rynsztok: mordercy, łapówkarze, konowały. "Tego się nie da czytać! Jak to jest, że człowiek sobie żyły wypruwa dla ludzi, którzy mieszają go z błotem na każdym kroku" - był już wyraźnie zirytowany. Machinalnie włączył telewizor i poszedł robić kolację. Akurat leciały "Wiadomości": "...początkujący lekarze domagają się tysięcy złotych podwyżki...", "... należy się zastanowić czy takie żądania są poważne. Domagają się trzech średnich krajowych a nic jeszcze nie potrafią. Dopiero uczą się, za nic nie odpowiadają a już są pazerni!", "Dzień dobry, czy zna Pani biednego lekarza?", "W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami licznych afer spowodowanych zgonami pacjentów w polskich szpitalach."
"Jaja sobie robią?!" - pomyślał Krzysio i wyłączył telewizor. "Jak można tak traktować ludzi, którzy walczą o zmianę w ochronie zdrowia?!". Dzisiejszy dzień sprawił, że miał naprawdę ponury humor.
"Dobra, trzeba się kłaść bo jutro dyżur". Jutro amputacja podudzia albo VAC. W sumie jeszcze nie robiłem takiego zabiegu. Może szef by mi pozwolił..."
Jak myślicie co zdecyduje Krzysio?
Czy to w jaki sposób jesteśmy traktowani przez społeczeństwo rzutuje na nasze decyzje ? Świadomie czy podświadomie?
Takich "Krzysiów" jest w naszym kraju 140 tysięcy... Aby uniknąć ewentualnych problemów nie wpisano jaki to stacje telewizyjne ale wydaje mi się że każdy się domyśli .